Nigdy nie wstydzilam sie przyznac do tego, jak zaczynalam.
Przyjechalam na Wyspy do Znajomych, ktorzy bardzo mi pomogli.
Zapewnili wikt i opierunek, zalatwili prace i zaprowadzili za raczke.
W niedziele przyjechalam, a w poniedzialek rano stalam juz przed szefem kuchni we wloskiej restauracji.
Na jego pytanie, czy mowie po angielsku, odpowiadalam:'A little bit.'
W rzeczywistosci moj angielski byl na zenujacym poziomie.
Dzisiaj mysle, ze mialam wiecej szczescia niz rozumu, decydujac sie na przyjazd tutaj.
Ale slowo sie rzeklo i po krotkim wstepie: do garow!
Praca byla na kilka godzin dziennie, w czasie ktorych probowalam sklecic zdania po angielsku.
Wsrod nich byly takie, perelki, jak:
'I search new flat' albo:'I want see Big Ben'
Skad mi wtedy Big Ben przyszedl do glowy, to ciezko powiedziec, ale najwyrazniej juz wtedy lapalam, ze w tym kraju nie znosi sie ciszy i lepiej gadac bzdury niz milczec.
Koniec koncow uczylam sie slowek, a takze tego, ze jak Anglicy pisza, ze woda jest goraca, to oznacza, ze jest goraca kurewsko i trzeba uwazac, zeby sie nie poparzyc.
Uswiadomilam sobie takze, ze jak sie spozniam do pracy to wystarczy powiedziec tylko:'Sorry, I'm late', zamiast gubic sie w tlumaczeniach, ktore nie byly istotne, a zmoim angielskim rownie niezrozumiale.
Oprocz zmywania garow, bylam tez taka dziewczyna do pomocy, czyli:przynies, podaj, pozamiataj.
Inna sprawa, ze nie zawsze rozumialam, co mialam przyniesc.
Pewnego dnia, Pan Kucharz poprosil, zebym przyniosla mu czosnek ze spizarni.
Ale ja, w drodze dedukcji (jakiej dedukcji,pytam?) przynioslam mu...Maslo!
Kucharz byl jednak cierpliwy i zaprowadzil mnie za raczke ( w tym czasie bylam tak czesto prowadzana), pokazal czosnek, przeliterowal i kazal zapamietac.
Zapamietalam :)
No comments:
Post a Comment