Indyk zjedzony, choinka rozebrana, Święta się skończyły.
Dla niektórych pójście dzisiaj do pracy okazuje się nieuniknione i...niepożądane. Ale żyć trzeba, więc wszyscy dzielnie wskakujemy w samochody, stoimy w długich korkach, przeklinając na czym świat stoi...i rozpoczynamy kolejny dzienowego roku.
Przy okazji sprawdzajac swoje konto dowiadujemy sie, ze lwia czesc naszej wyplaty stopniala jakims dziwnym sposobem, a 'w portfelu tyle co kot naplakal.' Pomijajac oczywiscie fakt, ze do kolejnej magicznej daty zostaly nam dwa tygodnie, albo i wiecej.
Swieta minely jak zwykle zbyt szybko, a lista noworocznych postanowien nie wiedziec czemu kurczy sie na naszych oczach.
I nagle okazuje sie, ze moze zamiast nie pic alkoholu w tym roku w ogole, troche go ograniczymy (zwlaszcza jesli w weekend pofolgowalismy troche).
A diete i ciezkie cwiczenia mozemy sobie odpuscic, bo nie jetesmy przeciez otyli.
Moze po prostu zrezygnujemy ( a tfu!) ze slodyczy. Nie? Nie. Ograniczymy troszke.
Albo przelozymy diety i cwiczenia na miesiac przed planowanym urlopem. Zdazymy przeciez. Kto jak nie my?
Ze smutkiem wspominamy ostatnie dni wolne i z rozmarzeniem szukamy urlopowych 'last minute' bo nigdy nie nauczylismy sie byc tu i teraz tylko zawsze, albo w przeszlosci albo w przyszlosci.
Przerwa swiateczna byla za krotka, postanowien nie udaje sie spelnic, pogoda nie rozpieszcza...A spirala ciaglego narzekania tylko sie nakreca i wciaga coraz wiecej ludzi.
Na szczescie, zanim cale biuro popelni zbiorowe samobojstwo, ktos odbiera telefon i spiewajacym:'Good mnorning' wita swojego rozmowce.
Kazdy wraca do swoich obowiazkow i prawie nikt nie chce juz wyskakiwac z okna biurowca.
Ale, ale...
Sa tez tacy, ktorzy budza sie wczesnie rano i pedza na silownie z przekonaniem na ustach, ze samo sie przeciez nie zrobi.
Zadziwiajace jak wielu z nas rozpoczyna rok na biezni . Ledwo dyszac, ale z wiara, ze tym razem musi sie udac! Kiedy moj kolega mowi o nich, sarkazm niemal cieknie mu po brodzie. Nie wierzy w ich postanowienia i tylko czeka kiedy powinie im sie noga i przestana krecic sie przy ciezarkach. Nazywa ich przy tym 'bloody New year resolutionists' i o malo nie spluwa w ich kierunku.
Ja wole ich od tych wiecznie narzekajacych i szukajacych wymowek dla swojego narzekania zdolowanych ludzi.
Bo weekend zbyt krotki. Bo deszcz pada (w Anglii? Niesamowite!)
Bo co to za zima bez sniegu.
A jak snieg to za zimno.
Blue Monday to mlyn na wode dla tych co narzekac uwielbiaja.
A moze dla odmiany tak go zignorowac?
Szczesliwego!
M.
No comments:
Post a Comment